Paulina Piotrowska
Chwila
Szczęście w kieszeni czeka
Ono powoli dojrzewa
Fermentuje jak winogrono
I z czasem smaku nabiera
Powoli wychodzi jak z ziemi ziarenko
Co dawno posiane umarło i wzrosło
Szczęście nie wegetuje tylko chwilę
Ono czeka
Czeka na właściwego człowieka
Natalia Kryczka
Przemijanie
Rozmawiamy okazyjnie.
Raz na tydzień, raz na dwa.
Nigdy o nas, bo to niemożliwe.
Czym jesteśmy? Nieznajomymi?
Lecz czy nieznajomi mieliby się w znajomych?
Teoretycznie się znamy, ale nie mówimy sobie “hej”.
Rozmawiamy tylko w nierealnym świecie.
Jak to działa?
Mijamy się, jakbyśmy nigdy się nie śmiali.
Kłuje mnie to gdzieś w klatce,
ale nie chcę lokalizować źródła.
Dobrze wiem, skąd pochodzi mój ból.
Moje uczucia są fatalne.
Pomimo tego czuję zazdrość.
Zazdroszczę wiatrowi,
który bezkarnie przeczesuje twoje włosy,
deszczowi, który swobodnie cię dotyka,
słońcu, które ciepło cię otula.
A ty nadal mnie nie zauważasz.
Mijamy się, ale nie to najbardziej boli.
Boli to, co nigdy się nie stanie.
Maria Pawlikowska
Sen
Już nie płaczę, nawet gdybym chciała.
Już nie szukam, nawet gdybym miała znaleźć.
Coś mnie trzyma, choć tak bardzo chcę się uwolnić.
Nic nie czuję, wolno znikam między słowami,
A świat w moich oczach wydaje się większy.
Dziś tu stoję, lecz co będzie jutro?
Może usłyszę tylko płacz mamy, gdy sama utopię się w ciszy.
Serce stopię z gliną i zamieszkam w słowach ludzi,
W ustach, myślach, lecz czy znajdę miejsce w sercu?
Proszę wstańcie, niech mnie ktoś obudzi.
Ludzkie Noce
Gwiazdo, co w miastach gniazd gwiazdy swej szukasz,
I ludziom do domu zaglądasz i pukasz.
I myślą nadganiasz, bliskością ich ruszasz.
I szukasz miłości, bezsilnie jej szukasz.
Zapadła noc głucha a głucha jest cisza,
I miesza się w miastach i gwiazdy ucisza.
A ludzie z daleka, tak bliscy porankiem,
Po zmroku szukają bliskości z kochankiem.
Ty gwiazdo wciąż szukasz, a znaleźć nie możesz,
Lecz ludzi się uczysz i ludziom pomożesz.
Tajemnic ich strzeżesz i tylko ty widzisz,
Choć ludzi jak miasta nocami się brzydzisz.
Koszmary
Myśli w dzień uśpione, noc rozpoczynają.
Kłębią się nad głową, ciszę przerywają
Wiedzą doskonale jak „ból” się odmienia,
I bawią się w najlepsze przy śpiewie cierpienia.
Bal nabiera tępa, myśl za myślą goni,
I krzyczy nieustannie Ból, w bólu i boli.
Czas wkracza z rozpędu, już czwarta wybija,
Myśl dręczy człowieka, po cichu zabija.
Gdy słońce wolno wstaje i światłem swym łudzi,
W czeluściach snu zgubiony, czy w końcu się zbudzi?
Czy koszmar przezwycięży, ze światłem wstanie nowy?
Gdy bal dobiegnie końca i myśli do głowy, położą się wygodnie, bo wiedzą, że czeka.
Następna długa noc, by niszczyć człowieka.
Nikola Pazurkiewicz
Zimna noc
Ciepło uścisku ludzkiego ciała zamienia się
W chłód nadchodzącej nocy
Siedzimy wśród Morza traw, niezdecydowani,
Chwilą nocy napojeni
Jednak coś jest nie tak, coś leży w powietrzu
Smutno jest mi, bo…
Tobie zawsze jest przykro.
Milknę tak jak gwiazdy nad nami.
Stworzona do słuchania nie mówienia, trzymam się klatki, nie ryzykuję ponownie
Niebo jest bezchmurne w kontraście
Do mojego serca pełnego burz i grzmotów
Jednak milczę jak mysz, słucham pilnie
historii niesionych przez wiatr
Przelatują wokół mnie lecz nie docierają do środka
Wnętrze jest puste, puste jak słowa
Opowieść może ciekawa, może mroczna, oczywiście reaguję, odpowiadam lecz nigdy nie opowiadam
Chłód rośnie, nastaje mgła.
Obłok tańczy w bladym blasku księżyca,
wydaje się być falą, następstwem oceanu mleka.
Obserwujemy w oczekiwaniu na statek, który zdoła przedrzeć się przez trudy wód
Nic nie ukazuje się
Jedyne co odpływa to posmak radości.
Wstajemy z drogi, nogi prowadzą wśród pasma bieli
Do domu, do mojej pościeli
Arkadiusz Konopka
Cukier
Przechodząc przez kuchnię czuję zapach,
zapach cukru i ognia.
Aromat ten jest delikatny i dosadny niczym słowa “kocham cię”.
Rozprzestrzenia się powoli, własnym tempem,
ale zawsze, gdy go czuję,
mam pewność, że dotrze wszędzie.
Próbuję go wypuścić, lecz jak na złość nie chce mnie zostawić.
Naglę patrzę.
Źródło aromatu z bursztynowej rozkoszy zamienia się w czarną rozpacz.
“Pora wyłączyć kuchenkę” mruczę pod nosem.
Paulina Luśnia
krzywe zwierciadło
otulona ciszą, drży z nadmiaru słów
płytki oddech, bicie zranionego serca
kim jest to delikatne dziewczę?
obok plama krwi, w ręku podarty list
leży bez ruchu, jak mantrę powtarza
sens trzech słów, traci poczucie czasu
po policzkach spływa litrami wizja
niespełnionych obietnic, dlaczego?
upadając krzyczy; miłości pragnę kochanie
brak odpowiedzi, staje przed odbiciem zjawy
w ustach ma okruch wydarzeń z ubiegłej nocy
we włosach powiew szaleństwa emocji
ubiera się w obojętność, całość przyozdabia
sztucznym uśmiechem, jeszcze będzie dobrze
w oczach mieni się kryształ bolesnej prawdy
piękno zamknięte w krzywym zwierciadle
Adrianna Borowska
Glina
Dotykając miękkiej gliny
Zostawiasz na niej swój ślad
Swoje myśli, zapach, DNA
Fragment siebie
Glina jest kształtowana
Powoli, starannie, z dbałością o szczegóły
Powstaje naczynie
Ozdabiane i malowane
Nie jest już tym co widziałeś na początku
Ale nadal gdzieś tam głęboko
Został po tobie ślad
Niewidoczny dla oczu
Starannie ukryty głęboko
Tylko glina o nim wie
Natalia Markiewicz
Zjawa
Minąłeś mnie,
nie unosząc wzroku
Jak zwykle
Nie dostrzegasz mnie
A patrzysz prosto na mnie,
nie widzisz
Wiem jak przezroczysta się stałam
Wiem Jak trudno mnie ujrzeć
Ale o tobie myślałam
Przyzwyczaję się w końcu
i do tego
Zawsze niewidzialna,
dla każdego
Jestem, gdzie być chcę
Co zamierzam osiągnąć, osiągnę
Nikt nie wejdzie przecież “zjawie” w drogę
Jestem cieniem
Właśnie patrzę prosto na Ciebie
Nie widzisz mnie?
Bunt Młodych
To my,
Określani mianem smarkaczy
Nic nie wiedzące dzieciaki
Przesiąknięci technologią
Myśmy zła nie zaznali
To my,
Na niczym się nie znamy
Nie możemy mieć głosu
My nie umiemy, nie potrafimy
My nigdy was nie zdziwimy
Wy wszystkie dzieje znacie
Nas macie w pogardzie
Was kształcił naród
Nas tylko diabła technika
Taka jest wasza logika
To nic że od wieków
Młodzi to nowe przynoszą
I chcą od nowa
Młodzi co odkryć coś pragną
Lecz wszystko już było
Wszystko widziano
Nic nowego wnieść się już nie da
I kogo obchodzi że tak już myślano
Z rokiem gdy Romantyczność wydano
Jak z czasów Staffa
Już świat się zgrozą okrywa
Jak Skamandryci
Powiem nowości
Wnieść znów musimy wyklęci
Wasze jest wczoraj
Weźcie je sobie
Łapczywe wczoraj
Pełne zawiści
Że jutro śmie się narodzić
Wyście je kłuli
Wasze te błędy i znoje
Wasze porażki
Dajcie nam ponieść te swoje!
My chcemy więcej
My chcemy jutra
Nam dajcie jutro utworzyć
Nam – dzieciom prądu
Dzieciom techniki
Tym głupim, tym naiwnym
Nam, co umiemy bliźnich szanować
W cokolwiek by nie wierzyli
Co nie pragniemy
Mieć na wyłączność
Niczyjej, obcej nam ziemi
Dajcie nam stworzyć
Nowe zasady
Dajcie nam stery uchwycić
Nie szydźcie z buntu,
Bądźcie spokojni
I nam się zbuntują za x lat
Nasze dzieci…
Sapere Aude
Pisałam wczoraj wiersze,
lecz dziś to tylko puste słowa
I któż by nie chciał po wieki
zostać zapamiętany
Gdyż aż po skonanie
poezji pragniesz
Pytano, dlaczego słowa mądre
umierają?
Bo są tylko słowami
O życiu poza schematem potajemnie
śniłam,
lecz w schemacie umrę
Bo w nim się urodziłam,
pisząc swoje wierszyki,
nie dając spać duszy nocami
Ten strach przed niedoskonałością
niszczył me serce ze stali
Słowa kuszą mądrością
i urokiem
Słowa ranią,
latami potrafią odbijać się echem
Lecz dla poety są pasją i życiem
Dziś boimy się bać,
za grubą barierą wolimy stać
i słowa wyrywać poecie
By zagłuszyć i oślepić
głuchy dźwięk głupoty
Miej więc odwagę być mądrym
Marta Zienkiewicz
Dama w diabelskiej sukni
Stworzyłaś moje serce jak układankę,
bawiąc się przy tym jak na weselu.
Marzyłaś o mnie całe życie albo tylko śniłaś.
Otulałaś moją duszę utraconą.
Dałaś mi oddech subtelny.
I mówiłaś, abym przeszła przez kręte ścieżki
tylko po to, aby usiąść kiedyś
na szczycie tej długiej tułaczki ze spokojem.
Byłaś moją gwiazdą wśród ciemnych chmur.
Moim wypełnieniem w braku słów.
A potem stałaś się kimś innym
albo to ja się tym stałam.
Bawiłaś się mną jak zabawką.
Dotykałaś mnie, pozostawiając blizny.
I chociaż byłyśmy tak blisko, to
nie rozumiem, dlaczego jesteś taka gorzka.
Nie da się przełknąć Ciebie.
Pozostał tylko chłód i gorycz po Tobie.
I ta twoja diabelska suknia
porwana na milion kawałków mojej duszy.
Dlaczego zgniotłaś mnie jak
zużytą kartkę papieru i pozwoliłaś spalić?
Myślałam, że będziemy na zawsze razem,
ale przez Ciebie nie ma mnie.
Damo w diabelskiej sukni, proszę Cię,
zostaw mnie w spokoju, abym mogła
dalej triumfować po światach,
a nie co noc przenosić góry na próżno.
Diamentowe niebo
Budując serca diamentowe niebo,
poskramiam swą duszę utraconą.
Spoglądam na ludzi krążących w otchłani.
Bez twarzy, bez serc, bez złości.
Same zamknięte pisklęta
w absurdzie świata przedstawionego
swej młodzieńczej wyobraźni.
Czując ich zapach
Dedalowych pragnień ciągle,
pragnę dać im skrzydła nieziemskie
i modlić się za nich, aby wyzwolili się
od tych grzechów pierworodnych,
od tej lustrzanej puszki Pandory.
Pragną wrócić do lotu gwiazd jak dawniej.
Zamknąć oczy i unosić się
po białych ćmach boskości.
Nie za chwilę, nie jutro…
Teraz!
Wyzbyć się kolczastych łańcuchów
krwawym piekłem porośniętych.
Odbyć swą anielską podróż
do diamentowego nieba w harmonii.
Stojąc przed bramą wiecznego spokoju,
dopiero wtedy poczują ten piękny zapach
bliskości jego tronu.
I zrozumieją, że na ziemi panuje
lucyferystyczny byt, a nie
piękny sen o delikatnych duszach.
Razem
Zatańczmy znów
w blasku brylantowych świateł.
Skradnijmy trochę serca tego świata
albo pocałujmy demona na dobranoc.
Nie straszne nam są męczarnie szatańskie,
bo tornado z ogniem idą razem w parze.
A kiedy już wszystko ucichnie,
a w naszych sercach pojawi się szarość,
wspomnimy te lasy zielone albo
te morza pachnące świeżością.
Wspomnimy nasze ucieczki dalekie
od nudności świata codziennego.
I będziemy na łożu zapomnienia
trzymać się za ręce razem
aż do końca godziny istnienia.
Ilona Młodzińska
Niemiłość
Spojrzenia zatopione w bieli aksamitnej pościeli
Spojone myśli
Słodycz, co zabija moje zgorzknienie
Sens wszechobecny
O Pani, której imienia nigdy nie poznam
Bądź mi muzą zgiełku nocy
Towarzyszką eskapady
Mym natchnieniem
Klęską, światłem
Ewa
Skąpana w bezkresie swej niedoli
Gaśniesz samotnie, pośród zwiędłych twarzy
Łzy roniąc słone, odnajdujesz ukojenie w milczeniu
Autobus donikąd
Piątkowe popołudnie
Nastała ta godzina
Autobus donikąd podjechał na mój przystanek
Bez celu
W środku tłumy
Tłumy takie same jak ja
Spojrzenia stały się przekleństwem
Unikam ich
Kasuję bilet
Widnieje na nim data
Oto dzień, w którym wszystko miało być inaczej
Szukam
Szukam miejsca
Swojego miejsca
Świetliste dłonie koją mój strach
Zuzanna Porębska
Sznur
Być albo nie być
nieznośnie dobija się do mych drzwi
szarpie za klamkę
targa byt za ubranie
Cicho!
cicho depcze po piętach istnienia
i skrada się, skrada
a ślina kapie po brudnej brodzie
obdziera ze skóry lśniące dusze
i ciągnie je na sznurze
po zimnych deskach
wybujałych umysłów
Do snu
Ścielę dziś życie wspomnieniem
rozpamiętuję trwające chwile
i boleśnie wzdychając
liczę na palcach sekundy szczęścia
Jakie pokraczne
jest życie człowieka
ile w nim zła nieszczerości
jakie ułomne w szczęście
ludzkie-nieludzkie życie
nasze
marne i kruche
jakie niedobre
Ścielę już życie wspomnieniem
rozpamiętuję trwający byt i niebyt
to beznadziejnie pokraczny jest człowiek
nie docenia, nie widzi-ile ma
I gaszę swój umysł
ludzki-nieludzki
ścieląc swe życie przyszłością.
Pan Czas
Witaj
Chciałam spytać jak Ci się życie układa
Czy już ktoś
wytarł moje niewidzialne łzy
i szminkę z wczorajszego kubka?
Czy Pan Wczoraj zaglądał tu dziś
i patrzył w Twoje niewyspane oczy, życiem?
Czy wycierał kurz z Twego ciała po moim oddechu?
Pamiętasz?
Rok temu
w naszych oczach zrównały się dwa światy
A dziś jest jutro i wczoraj
Witaj
o świcie bladego jutra
Adam Sikora
Czyste serce czarnej panny
Szła nocą kobieta w czarnym lesie.
Brudna, niechlujna, a w brzuchu głodna.
Karmiła ptaki w nieczystym lesie.
Biciem wielkości, ambitna dusza,
Ratować chciał bohater czy człowiek zwany mną.
Ciałem Mesjasza chciał uratować ją.
Do wielkiej bliskości kobieta, spojrzała na niego oczami bociana.
Gestem misia ukazała ciepło.
Wszakże prędko ciche ciało
Znikało na kolejną przygodę.
Całą, głęboką i też czystą.
Ostatnim gestem zmieniła wszystko.
Dar podała mu na dłoni.
Jako panna czysta, lekka.
Wyszła słuszność, prawda boska.
A na dłoni wielka rzecz.
Białe serce, czyste serce.